czwartek, 27 stycznia 2011

Etykieta czy kieta...

W większości przypadków uważam, że prostota jest najskuteczniejsza.. Tymczasem są takie sfery życia, w których przekładam to, co proste nad to, co bardziej złożone i wymagające więcej wysiłku. Tak samo jak w przypadku tytułowej gry słownej. Człowiek z kietą lubi ostro walnąć po mordzie, a etykietą można stworzyć kompromis zapewniający korzyść obu stron albo Unię Europejską;)

Tzw. nastawienie na cel w pracy przekłada się na towarzyskie zasady i jeśli ktoś chce, abym wyszła z nim na kolację, nie stosuje już staromodnych podchodów tylko zasad NLP. Czasem zdarza mi się spotkać osoby, które twierdzą, że lepiej jest powiedzieć musisz, masz zrobić, bo przecież to krócej :D i którym argumenty typu "tak, a w sklepie też wchodząc mówisz: daj bilet?" albo bardziej rozrywkowy "musi to na Rusi a w Polsce jak kto chce" ani odwołanie się do zasad netykiety nie pomagają!

Co wtedy?

.....
.....

No właśnie.... Kampania edukacyjna savoir vivre'u, to by było coś.... tak wiele reklamuje się tych pobożnych celów typu : pij mleko, "daj więcej kasy, pójdziesz do nieba", a ludziom samym dla siebie, ale też dla otoczenia taka świadomość i "przypomnienie:)" byłoby nieocenionym skarbem narodowym. Pomyślmy. Większa kultura, to większy napęd gospodarczy, bo przecież ktoś zacząłby grać w golfa, tenisa, ktoś organizować obiady czwartkowe, na które musiałby kupić przeróżne rodzaje widelcy złotych, ktoś osobistego coacha. No i najważniejsze wreszcie zaczęłaby się jako taka kultura jedzenia. Lunch'e to restauracje=> więcej restauracji => lepsze jedzenie => ładniejsze miasta => więcej turystów=> wzrost PKB itd.. itp... Ale się rozmarzyłam:)

No cóż.. w kraju gdzie słowa galanteria [z franc. kurtuazja, komplementy],  stosuje się do określenia barbarzyńskiego przemysłu tworzyw ze skór, początki mogą być trudne:D

Brak komentarzy: