wtorek, 14 grudnia 2010

Karnawałowe Boże Narodzenie

Kiedy wydaje Ci się, że sklepach dzieje się ostatnio coś dziwnego... zauważasz, że dojrzali Panowie oglądają głupkowate quizy i gry albo serwis kawowy, dziadkowie płyty hardrockowe, a egzaltowani artyści płyty Beaty Kozidrak -  oznacza to jedno, właśnie nadchodzą święta..

Święta wydają mi się jeszcze większym karnawałem niż karnawał sam w sobie... To jest centrohandlowy szał, ścisk, gwar, wyznania miłości, zmienianie pieluch dzieci w holach, kolejki u lekarzy... To także zapach zlodzonej krwi ryb zmieszany z obietnicą pieniędzy dla rybaków i trzepot łusek w foliowej reklamówce... to skorupki od jajek do masy i bolący brzuch od wylizywania paluchem surowego ciasta na pierniki.... to radosne oczekiwanie, podniecenie prawie jak motylki w żołądku na wiosnę... to także feliz navidad... bitwy śnieżne i rżenie koni sparowane w przemarzniętym powietrzu.. łupinki mandarynek i złote orzechy...picie wódki schowanej w kurtce przez wężyk i wciąganie powietrza przy komunii żeby nie wydzielać zapachów... 
W karnawale, bynajmniej kiedyś tak wierzono, trzeba w tańcu skakać wysoko, bo jak wysoko skaczemy tak wysoko urosną plony... przed świętami trzeba dużo podskakiwać do podskoczonych już cen:D  rzucajmy pieniądze jak kolorowe confetti!!!

Święta są piękne!!! karnawał jest już w pełni!!!

piątek, 3 grudnia 2010

Widziane okiem bez zmarszczek

Mimo, że wszystko wokół mnie jest wirtualne, dziwi mnie nadal, że pieniądz nie istnieje, że pieniądz to cyferka na ekranie, która pojawia się raz to w Australii a raz to w Tokio. Dziwi mnie, że nikt się w tym wszystkim jeszcze nie pomylił.
Dziwi mnie nadal, że marki mają wartość, że w wycenę bogactwa milionerów w Polsce akurat wlicza się w majątek ich dom mimo, że alternatywą jest tylko bruk.
Jak dziecko z placem w gębie, siedzę i się dziwię. Kiedy pada śnieg i sączy się jazz ja też się dziwię, że na imprezie najlepszym hitem jest piosenka o treści Barbara Straisand... A gdyby tak ktoś zaśpiewał moje imię i nazwisko w piosence... Czy miałaby wartość jak marka Coca Cola... Czy byłaby hitem... Wszystko to mnie bardzo dziwi...
I dzięki Ci niebiosa za tą dziecięcą ciekawość, bo nie wiem sama co bym robiła czekając 300 minut na ten niewirtualny pociąg..

środa, 10 listopada 2010

Klasa próżniacza

"Ostentacyjna konsumpcja, przejawiająca się w nabywanych przez nas artykułach, jest najbardziej skutecznym środkiem okazywania naszych grabieżczych zdolności. Nasze samochody, warunki mieszkaniowe, a zwłaszcza nasza odzież są wyraźnymi wskaźnikami miejsca jakie zajmujemy w tym grabieżczym ładzie. Jeżeli męska głowa domu jest zbyt zajęta swoją grabieżczą działalnością, wówczas na żonę przypada obowiązek przejęcia ciężaru okazywania bogactwa rodziny. Spełnia ona ten obowiązek swoim strojem i innymi przedmiotami, jak też starannym unikaniem wszelkiego rodzaju pracy(...) wyższe wykształcenie które powoduje, że człowiek nie nadaje się do uczciwej pracy jest także wysoko cenione. Klasa próżniacza kultywuje również zainteresowanie sportem, uzasadniając to dbaniem o dobre samopoczucie fizyczne i inne męskie cechy. Jak zauważył Veblen: Ktoś powiedział - i zupełnie słusznie - że stosunek piłki nożnej do kultury fizycznej jest taki sam, jak walki byków do kultury rolniczej"
na podst. "Klasa próżniacza" Thorstein Veblen

czwartek, 28 października 2010

Zamszowe

- Ładne buty proszę księdza, zamszowe?
- Nie, za swoje!

:D

piątek, 22 października 2010

Dzieci mają nieskrępowaną intuicję:D

Dziś doszłam do wniosku, że wszytsko tak czy inaczej robą samorządy a w "mediach" toczy się jak syzyfowa praca debata o debacie:D

wtorek, 19 października 2010

ślimak ślimak schowaj rogi czyli... lenistwo to nie grzech

Nasze polskie miasta przyspieszają, podczas gdy na zachodzie wchodzi już moda na spowolnienie. Miasta szczycą się uzyskaniem miana ślimaka miast, przez co mamy rozumieć wygodę i komfort życia, przyjazną przestrzeń miejską : więcej parków, gdzie można odpocząć, więcej przestrzeni dla sportu, a mniej komunikacji. 
Przyznać trzeba, że pod tym względem nasze miasta to jeszcze molochy. Idea sama w sobie mi osobiście bardzo się podoba. Tak powinna być widziana europka: spokój, równowaga, wolne myślenie, życie w przestrzeni publicznej, siedzenie na tarasie cafe i bycie sztuką samą sobie, jednocześnie oglądając spektakl przechodniów… to była kiedyś Europa… A może jest to wchodzenie do tej samej rzeki czy nowa proaktywna wersja ślimaczyzmu. W naszym kraju rozwijanie na salonach samorządowych zielonych dywanów ekologów w rządzie jeszcze nie grozi. Socjalne państwo jest za drogie, dzieci również. Można albo przeczekać ten okres gdzie indziej albo włączyć się do gry:D

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Nic.. tylko wielkie wybuchy, huragany...i róża na grób Chopina

Co ostatnio słychać... ?? Nic.. tylko wielkie wybuchy, huragany, spektakularne morderstwa z różnych kontynentów: meksykańskie, bratysławskie, filipińskie a także bluzgi w stronę donka&bronka na rocznicy Solidarności...

W czasie, kiedy Francuzi wyrzucają ze swojego pięknego kraju Romów za 300 euro na łebka, w Niemczech rodzi się nowy Hitler który chce się pozbyć Turków a na to wszytsko w ramach dialogu przywódca libijski - Kadafi nawołuje Europę na nawrócenia się na islam.
A podczas gdy Iran nazywa w prasie Carlę Bruni prostytutką, Giscard d'Estaign dolewa oliwy do ognia publikując książkę o romansie Sarkozy'ego z księżną Dianą.
Jak w tak trudnym świecie zadbać jeszcze o zrównoważony rozwój kulturalny... Oto propozycja wycieczek właśnie do Francji z jednej ze stron internetowych miasta organizującego gminne wyjazdy do kraju bagietki, beretu, zawiniętych wąsów i bluzy w poziome czarno białe paski. Wszytsko skrzętnie obliczone. Nawet tytułowa....

piątek, 27 sierpnia 2010

Ale wiocha


Wiele z bolączek naszych współczesnych bierze się z niemocy wyjścia poza swoją zagrodę umysłową. Doskonale przedstawia to jeden z hitów z listy weekendowych głupot tokfm, w którym kobieta broniąca krzyża najpierw uważa, że to miejsce "upamiętniające coś", i ona woli chodzić tu niż do kościoła (!) a potem, że w końcu to w pałacu znajdowała się trumna. Na co brakiem argumentów odpowiedział inny uczestnik zacietrzewiony prezentując swój punkt widzenia: "U siebie w domu postaw ten krzyż." Oznacza to, że ludzie mogą nie wiedzieć, po co tam stoją.
Taka refleksja mnie naszła w tym kontekście, bo spędzam ostatnio dużo czasu na wsi i małych miasteczkach... Większość osób potulnie nazywanych babciami i dziadkami nie potrafi formułować swoich poglądów. Poznaję ich coraz lepiej... Będąc ostatnio na małomiasteczkowym targu odkryłam przy okazji, skąd babcie biorą te wspaniałe obszerne szaty w kwiaty. A właśnie stamtąd. A jeżeli nie ma tego, co chcą zamawiają w BonPrix czy Monoprix jakkolwiek zwał, bo Quelle już splajtowało. Nikt nie zada sobie trudu wziąć autobusu, żeby podjechać "DO MIASTA". Podjechanie do miasta to wielkie wydarzenie!!!! Trzeba wybierać spośród tylu modeli...a przecież i tak suma sumarum najlepsze okazują się do kupienia: "taka sama koszula, co sobie kupił Zenek na komunię córki szwagierki w 1992 a buty to takie same jak 3 lata temu na tym stoisku na samym końcu". Bo przecież po co sobie zawracać głowę wyborem. Wiadome jest, że większość z tych osób po prostu nie stać na miastowe zakupy, ale przecież istnieją inne formy taniego kupowania. A wyjazd "na miasto" i adrenalina na pewno dobrze by tym ludziom zrobiła. Chociażby na figurę... bo babcia w szacie w kwiaty na małym rowerku, a raczej siodełku z wylewającą się po bokach zawartością to kolejny hit modowy. A tak... wracają do domu, tłuką kotlety, jak wnusia krzyknie przez okno: "babciu, idziecie z nami na grilla do Karolinki", to krzykną: "Nie, telewizor oglądamy!" W telewizorze obejrzą, jak połowę młodsze od nich ciała wygną się na parkiecie i nawet nie wyślą sms-a. W niedzielę znów utłuką kotlety, potem kawa, rozmowy o tym, że wszyscy Ci z telewizji to złodzieje i tak kończy się weekend. W "M jak miłość" znów nikt nie promował książek, chociażby udając, że je czyta, więc żaden petent nie wpadnie nawet na pomysł, że z darmowej małej biblioteki można przywlec jakąś powieść, która przypomni młodość i marzenia. Chociaż... nawet gdyby się przypomniały to i tak lepiej włączyć nowe wrześniowe odcinki seriali... pomyślmy... czy "Brzydula" nie była już zapowiedzią tego, co może stać się w kwestii propagowania książek... te jej wielkie okulary!!! Musiała się dużo naczytać wcześniej!!! Tyle, że zaczęła być szczęśliwa dopiero wtedy, gdy je zdjęła!!! Co za antyedukacyjne pouczenie!! 
 Z drugiej strony Chanel promowała modę na wiejskość. Tak!! ale w zeszłym sezonie;)

niedziela, 22 sierpnia 2010

Praprzysłowia z wielkiej gęby

Artyści, tak samo jak kościół, teoretycznie nie powinni włączać się w debatę polityczną. Sztuka musi być apolityczna twierdzą niektórzy. Jaka jeszcze grupa nie powinna klarować swych poglądów?! Czy może dlatego dobrzy i bezpieczni są anonimowi blogerzy, którzy najczęściej nie ujawniają swojej przynależności zawodowej??

Sztuka musi być apolityczna, jak kościół. Nie! ze sztuką jest inaczej... Ona powinna opiniować w sobie tylko właściwy i szczery sposób. To ona wpływa na kształt estetyczny tego, co się wokół nas odbywa. Ma prawo zabrać głos, kiedy estetyka prawdy i wolności słowa staje się paragrafem w ustawie albo puntem w dokumencie oskarżenia.

Polityka wpływa na wszystkie sfery życia, więc tak samo jak dotyka kościół, tak samo dotyka sztukę, a zatem ma ona prawo dać głos. Również sztuka, a nie sama polityka czy filtr mediów, wywołuje debatę. Dlatego warto byłoby wziąć ją pod uwagę, jeśli uważamy się za światłe europejskie państwo.

Inną sprawą jest to, że sztuka nie jest instytucją jak kościół, który wypowiada wieloma małymi ustami łączącymi się w jedną wielką gębą te same praprzysłowia. Poszukiwacze sztuki nie czerpią jedynie z usta teatru dnia ósmego... a on sam nie ma setek, tysięcy tych samych małych gęb, które mówią to samo. Sztuka, w przeciwieństwie do Kościoła ma wiele małych usteczek, degustujących wiele smaków, o otwartych i chcących poszerzać horyzonty kubkach smakowych. A strawiony przez nią pokarm nie wychodzi kloaką jak fekalia rzucone w tablicę odsłoniętą przed pałacem prezydenckim.

Dlatego uważam, że artyści mimo, że utrzymywani z pieniędzy państwowych mają prawo mówić, co myślą i mają prawo walczyć o wolność słowa. I osobiście cieszę się bardzo, że artyści dzisiejsi a już zwłaszcza Ci z racjonalnej ziemi poznańskiej, stąpają twardo po ziemi i widzą rzeczywistość wokół siebie. Cieszy mnie, że reagują na to, co dzieje się w życiu politycznym, tym bardziej, że nie jest to walka w czyimś interesie, ale walka o to by swobodnie móc myśleć i wypowiadać się. Cieszę się, że nie są zamknięci w swoim dekadentyzmie popijając wiśniówkę i walcząc o zmniejszenie akcyzy na alkohol w knajpach, ale o to, żeby nie zawiązywać nam języka. Bo wówczas nawet przy małej akcyzie i dużej dawce rozluźniającego alkoholu będziemy musieli mieć zamknięte usta. I jaka z tego radość?

wtorek, 30 marca 2010

Stylish kościół

W naszym kościele przybywa coraz więcej speców od marketingu.. wymyślono już:
a) telefony dla niszy starców,

b) promowanie zdrowego stylu życia przez jazdę na rowerze podczas wygłaszania homilii, w których specjalistą jest ksiądz Jacek Stryczek
 c) reklama apteki 

Kościół stara się też pokazać swoją "ludzką twarz" - to, że jest bliżej swoich wyznawców. Jak dobrze pójdzie za 50 lat księża uwolnią się od brzemienia celibatu. A już teraz pokazują nam, że są tak samo nowocześni jak najbardziej nowoczesna obecnie grupa społeczna czyli geje. Księża w tej kwestii są intensywnie nowocześni wręcz, wybierając na swoich oblubieńców przede wszystkim małych chłopców. 
Nie można odmówić Kościołowi jego zdolności do obserwacji rynku i natychmiastowej reakcji na trendy. Nie bez powodu to właśnie teraz, kiedy Ricky Martin objawił, że jest gejem, kapłani nasilają przekaz tej informacji. Tyle że wybrali dość znamienitą jego odmianę a mianowicie "pedofilię". 
Reklama kościoła którą niedawno widziałam, może się zatem okazać tylko agresywnym viralem na promocję czegoś ... zupełnie innego. To bardziej niż możliwe w dobie kiedy liczy się natychmiastowy rezultat a lenistwo jet nazywane prokrestynacją.
Te, które widać poniżej to KOŚCIÓŁ JAKO DYSKONT MIŁOŚCI:) szata graficzna nie myli:) hard discount nawet.
(tł. u nas wszystko jest gratis: miłość, obecność, nadzieja, dzielenie się. Żeby dawać bez liczenia kościół was potrzebuje)

Następna odsłona jako KOŚCIÓŁ SUPER STAR
(tł. Kościół jest bogaty w uczucia, miłość, pomoc, nadzieję... ale potrzebuje was!)

Oraz KOŚCIÓŁ JAKO PRZYTUŁEK DLA LENIWYCH:)
(tł. Kościół niczego od Was nie chce ... ale Was potrzebuje)

Mimo wszystko to dobra inicjatywa, i o tyle skuteczna o ile wydaje się na nią 650 000E i robi ją samo RSCG.

sobota, 27 marca 2010

Kapcie rozklejki czy prawdziwy Winnie the Pooh na klacie?


Widmo Disney'a pojawiało się w moim życiu już kilka razy. W dzieciństwie kilkunastokrotnie dzięki bajecznym bajkom, potem przez niepoważną pracę w świecie Disneya, a następnie nieco bardziej poważną;) polegającą na kreacji produktów dla dzieci z grafiką Disneya. Zaczęło się jak CV, ale to wszystko, dlatego, żeby było jasne, że wiem, o czym mówię.
Przyznam, że bajkowy koncern jest niezwykle skrupulatny jeśli idzie o wszystkie wymogi dotyczące wyglądu swoich produktów, a zwłaszcza grafiki. Kubusie, Tygrysy, kokardka na ogonie Kłapouchego raz nos Króliczka mogą mieć tylko jeden przeznaczony im kolor Pantone. Konkretene owady nadają się tylko na produkty dla dziewczynek a inne tylko dla chłopców, jeszcze inne tylko dla unisexu...(btw. zawsze mnie intrygowało na kim robią badania marketingowe dla unisexu..). Beztroska zabawa w wybieranie scenerii dla Kubusia na nocnik zapachowy z melodyjką albo przewijak do zmiany pieluchy staje się powoli  dla pracownika działu marketingu koszmarem. Ale kiedy stawia się na jakość-trudno- trzeba wymagać. A diabeł tkwi w szczegółach. Dosłownie.
Jaki diabeł? Globalizacyjne marnotrawstwo. Całkiem zdrowe i świeże jedzenie w wiosce Disney'a jeśli nie zostanie zjedzone tego samego dnia zostaje beztrosko wywalone na śmietnik. Robin Hoody, które ośmielą się je przekazać biednym giną. Tysiące kurtek z podrobionym Winnie the Pooh nie mogą trafić na rynek, bo nie wiadomo jakiej są jakości. Kubuś jest z pewnością nie tego koloru co powinien , bo moje eksperckie oko już to wykryło, ale nie w tym rzecz. Na szczęście w komunikacie prasowym Disney może powiedzieć, że chodzi tu o jakość materiału, który na przykład może powodować uczulenia. O wiele łatwiej niż zapytać firmę produkującą podróbki o certyfikaty jakości,a potem przyszycie kolorowej łatki na Kubusia przez ludzi dobrej woli, jest więc spalić wszystkie i wyprodukować nowe w metropolisie Disneya z prawdziwym ewoluującym graficznie pod czujnym okiem grafika i tylko w zależności od kolorystycznych i kinowych trendów .
W materiale tvn-u wypowiadająca się siostra przekonana jest, że lepiej jest dać kapcie rozklejki, niż chodzić na boso. Aferę nazywa faszyzmem biurokratycznym. Izba Celna w Gdyni również jest bardzo hojna: "Rocznie rozdajemy instytucjom charytatywnym kilka tysięcy sztuk rzeczy - mówi Marcin Daczko, rzecznik Izby Celnej w Gdyni. - Oczywiście po odpruciu czy zaprasowaniu podrobionego znaku towarowego. Robi to zwykle obdarowana organizacja pod naszym nadzorem. Ostatnio rozdaliśmy setki koszulek i spodni za zgodą Diesla, pod koniec kwietnia rozdamy 800 koszulek i spodni Diesla i Hugo Bossa." Każdą słabość można wykorzystać. Kiedy tak szalenie popularny jest CSR o wiele poprawniejsze byłoby rozpoczęcie wielkiej kampanii naszywania łatek pod hasłem dbania o najlepszą jakość i los najbardziej potrzebujących i puszczenie to w media. Czyż nie?

piątek, 26 marca 2010

Francuskie prostytutki boją się konkurencji wschodu



Dziewczyny ze wschodu na zachodzie to synonim dobrej i taniej zabawy, włosów złocistych jak kłosy zboża, z którego produkuje się wódkę. Od dawna prostytutki zachodnie czują oddech konkurencji (i nie tylko) na swoich plecach. Dziś bunt osiągnął we Francji apogeum. A wtedy najlepiej... zastrajkować oczywiście. Francuskie prostytutki domagają się takich samych praw jak inni zatrudnieni. Przypomnijmy, dlaczego układ sił na rynku prostytutek uległ zmianie:

1. Zmniejszenie kosztów amortyzacji - lobby polskich lekarzy plastyków, którzy skutecznie za pomocą mediów przekazali informację o niezwykle niskich kosztach operacji plastycznych powiększania "podnosi status":) Polek zatrudnionych w tym sektorze. Przesunięcie krzywej popytu na prawo powiększa zasięg rynku.
2. Moda na wiejskość – nawet dom Chanel odsyła w tym sezonie do zwiewnych ubrań, blond włosów i tarzania się na snopkach słomy od czego nie stroni w wyobrażeniach innych nasz piękny kraj.
 

















3. Wzmocnienie sytuacji międzynarodowej przez odznaczenie Donalda Tuska przez Niemców Nagrodą Karola Wielkiego. Dobre kontakty z potencjalnym głównym naszym wrogiem i jedną z potęg rynku porno przyprawia o dreszcze konkurencję.
4. Drugim ważnym graczem na wchód od francuskich prostytutek są Greczynki. Kryzys w tym kraju spowoduje spadek cen wycieczek zagranicznych, a tym samym napędzenie rynku szybkich uciech.
5. Jest jeszcze zagrożenie wewnętrzne. Otóż głównym hasłem prostytutek jest "Dumna z bycia prostytutką" co niektóre środowiska mogą potraktować, jako parafrazę hasła reklamowego Loreal: "Jesteś tego warta". Kara finansowa za jego wykorzystanie podczas manify mogłaby położyć kres rynkowi. Wszystko zależy teraz od rodzimego giganta kosmetycznego.

czwartek, 11 marca 2010

Sikorski jest jak Ryanair

Sikorski jest jak Ryanair...:) nieważne jak się o nas mówi.. dobrze czy źle... najważniejsze że się mówi!

środa, 10 marca 2010

En vrac czyli (z) luzem


Dlaczego Francuzi żyją chwilą i wierzą, że to będzie trwać wiecznie?..
To tak jak z ich jedzeniem. Bagietka jest prawdziwie dobra tylko jeden dzień, a więc capre diem, a wino?.. – im starsze – nawet do nieskończoności - tym lepsze.

poniedziałek, 8 marca 2010

Świat bez papierosa

 
" Bo palenie w pewnym sensie-że pozwolę sobie na dalszą samowolną hierarchizację złych uczynków - palenie było gorsze od picia. Wódka czyniła duszę grzesznie niefrasobliwą-papieros nie wiadomo co czynił. Był w swej bezinteresowności bezbożny.
 
Pan Bóg może niekiedy przy specjalnych okazjach mógł nawet i chcieć, aby człowiek wychylił kielicha. (...) Za papierosem nigdy nie mógł stać żaden boski powód. Chyba żeby był to jakiś papieros ratujący życie.

A poza tym palenie likwiduje pracę. Po kielichu, a nawet i po trzech kielichach, możesz od biedy pójśc i narąbać drzewa. Z papierosem w garści nic nie zrobisz. Jak palisz, to nie pracujesz." (J.Pilch, Bezpowrotnie utracona leworęczność)


Zdjęcia z  filmu "Dziękujemy za palenie" Jason'a Reitman'a
However

czwartek, 4 marca 2010

Pisuary oraz Plafusy czyli... o co kaman?


Szczerze mówiąc, pewnie dopiero po śmierci naszych obecnych bohaterów medialnych, dowiemy sie o co tak naprawdę chodziło, bo szczerze mówiąc trudno mi pojąć dzisiejszą decyzję S+K o ułaskawieniu Palikota. Jedyne co zdążyłam zauważyć jako kobieta czyli z podejściem emocjonalno intuicyjnym to to, że kajający się Palikot mnie nie przekonał i że był to spektakl ironii. A oto, co myslą inni, bardziiej lub mniej merytorycznie. The best of the best:

TVN

... NAWET NIE CHCIAŁO WYSTAWIAĆ SIKORSKIEGO. !!! wszystkie te zagrania były przemyślane jak w szachach.


żartowałem!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
(MÓJ TYP)

... w oczach opinii publicznej komorowski wyszedł na wspaniałego człowieka (jakim tak na prawdę nie jest). POrażka

Bo jest uczciwy i mówi prawdę głośno. Pozdrawiam

Nie obeszło się naturalnie bez odniesien do kampanii:

Panie Sikorski -to nie kraj dla pana!!!Tu nie docenią tego ,że jest pan wykształcony ,że zdobywał pan wiedzę w Anglii,że ma pan znajomości ,że ma pan wykształconą żonę i oboje   znacie jezyki obce!!!   W tym kraju będa tylko tego   wszystkiego panu  zazdrościć i    będą Was obrażać  .Z tej zawiści   nie dopuszczą   pana  do kandydowania na prezydenta- jest pan za bardzo niepolski ,za bardzo różniący się od standardowego Polaka(wie pan co mam na myśli?).W tym kraju wybiorą  zawsze   starszawego ,partyjnego  układowca ,bo tylko to się dla nich liczy ,tylko to  a nie     pana wykształcenie i przygotowanie.Układy- panie Sikorski są w tym kraju mocniejsze!!!Lepiej by pan zrobił gdyby się pan zajął robieniem pieniędzy i biznesem....bo i tak w Polsce   pana nie docenią!!!W  każdym innym kraju tak ,ale nie w Polsce!!!
Znów będziemy się wstydzić ?Przecież w pewnych rozmowach ...


WYBORCZA

Bezpieka robi komedię dla motłochu (elektoratu)

A gawiedź się podnieca kolejnymi fazami drobiazgowo rozpisanego scenariusza.
Widać, że WSI ma profesjonalistów od bełtania motłochowi w mózgownicach.



DZIENNIK

Ale cyrk dla idiotow! 2010-03-04 19:27
Szopka dla ubogich, cyrk dla idiotow, to wszystko, co mozna na ten temat powiedziec. Niewazne, ze rzad Tuska i Pawlaka dalo sie zrobic w konia, jak ostatnie d.pki z kontraktem gazowym- przez 30 lat bedziemy placili wiecej, niz wszyscy inni- pare dni po podpisaniu Gazprom obnizyl stawki o 120 dolarow WSZYSTKIM innym. Niewazne, ze bezrobocie wlasnie wzroslo do 13%, ze rosnie dlug publiczny- wazne, ze Palikot cos powiedzial i teraz Chyzy Roj zastanawia sie, czy pogrozic mu palcem w prawym, czy tez lewym bucie. Wszystkie tuzy dziennikarstwa lykaja te narracje bez zadnych dodatkowych instrukcji.

środa, 3 marca 2010

Lekcja marketingu

Źródło: od znajomego.

Myślę, że to wszystko, co należy wiedzieć o marketingu i pokrewnych dziedzinach, żeby móc się w nich poruszać.
Jeszcze szczypta strategii:

Na uwage zasługuje fakt,  że forma prostsza: złożona z jednego typu strategii ma kształ falliczny natomiast strategia bardziej rozbudowana przywodzi na myśl kobiece kształty. To jest esencja.

Teraz możemy się wreszcie zastanowić dlaczego w Niemczech sprzedają się lepiej pralki ładowane z boku a we Francji absolutnie tylko i wyłącznie od góry...:)

poniedziałek, 1 marca 2010

Tam, gdzie transseksualista nie jest chory a ślimak to ryba..

Za miesiąc w Polsce obchodzimy Prima Aprilis. W zasadzie ten dzień szczególnie obchodzony to raczej nie jest, jednak my zachowaliśmy jego oryginalną nazwę, podczas gdy Francuzi nazwali go dniem ryby, dezawuując od zarania dorobek "obcych" wniesiony w ich kulturę. Manifestując swoją grabieżczość nawet jeśli chodzi o samo pochodzenie słowa. Nie starcza im już, że ich słowo "miłość" zostało wybrane przez rzesze lingwistów za najseksowniejsze słowo świata. Dlaczego włąściwie zachowaliśmy łacinę?.. Ale mniejsza o to. Zmierzam do opowiedzenia o tym, iż na zachodzie obchodzony jest drugi Prima Aprilis, nazwijmy go prima aprilis ex ante, bo obchodzony jest miesiąc wcześniej. A nazywany jest inaczej: "Dzien bez imigrantów". «La journée sans immigrés: 24 heures sans nous»

Dzień bez imigranta na zachodzie zatrzymałby pracę wszystkich przedsiębiorstw w kraju a zatem jest to naturalnie swego rodzaju oksymoron. PA ex ante różni się od zwykłego PA, tym że ma silniejszą wymowę, przesłanie. Klasyczny Prima Aprilis ma dowieść przeciwnikowi, że jest mało bystry w niewinnych żartach, natomaist PA ex ante to globalna wiadomość od imigrantów do reszty świata odnośnie ignorancji tych drugich. Tego dnia imigranci dają odczuc na własnej skórze beztroskim i złym europejczykom, że to oni są potrzebni Francji. Zwalniając się dziś od obowiązku pracy dają poczuć swoim kolegom z fabryki czy zza biurka, o ile bardziej trudna jest praca bez pomocy nowych przybyszy.

Ten dzień jest również okazją do obrzydzenia zepsutym europejczykom (tylko my palimy juz na ekranach kinowych;) przesadności ich konsumpcjonizmu. Dlatego prawdziwi imigranci nie powinni dziś robić zakupów. To bojkot przeciwko konsumpcjonizmowi. Trzeba tu podkreslić swego rodzaju kosekwencję i kartezjańską dokładność w obliczeniu oraz uczciwość w systemie kar i nagród, którą przydzielają sobie sami imigranci. Nie wyprodukowali-więc nie jedzą. Czyli jednak zasymilowali "esprit francais", nie wspominając już o tym, że zasymilowali podatność na mini bojkoty – kto wie, w przyszłości może nawet strajki PA ex ante. Jest to zatem dzień bardzo uroczysty, trochę podobny do Ramadanu, bo nie można nic kupić, więc jeśli ktoś nie zaopatrzył się przed niedzielą to dziś głoduje.

Cel z rozmachem, ideały słuszne, odnoszę tylko wrażenie, że powoli zaczyna nam się tu mieszać kto jest kim albo nawet co jest kim. Moja babcia, której pokazałm czarnoskórą przyjaciółkę z Francji, mówiąc że jest Francuzką, odpowiedziałą na to:" ale to niemozliwe, ona jest czarna!" (nie wspominając o drugiej która nazywa ich "Kuntakinte koniec świata";). Takie podejście nie jest tu chyba nikomu znane. Albo nie są mi znane takie przypadki. Nikogo nie dziwią tzw. Fatumaty w strojach afrykańskich, które ubierają całą rodzinę w płótno jednego wzoru, ani Chińcycy w piżamach na ulicy. Z zewnątrz zachowuje się absolutny porządek i dobry image. Mimo że nadal imigranci palą samochody na przedmieściach , rekrutujący kodują ich CV, maskując płeć, wiek i narodowość, aby wszyscy w zatrudnieniu mieli równe szanse. Najbardziej przekonującymi argumentami są jednak według mnie ostatnie starania rządu na arenie międzynarodowej, żeby transseksualistów przestać nazywać chorymi umysłowo, a ślimaki zacząć rybami. To dowód na to, że nomenklatura i klasyfikacja nie ma żadnego znaczenia dla tych, których pieszczotliwie nazywamy "żabojadami". Dopiero na drugim planie pojawia się aspekt finansowy tej szczodrobliwość i tolerancji lingwistycznej. To jest tak, że jeśli transseksuallista nie jest już nazywany chorym-państwo nie musi płacić za jego leczenie, a jeśli ślimak nazywany jest rybą płaci się niższe podatki. A zatem jeśli imigranci nadal będą przynoscić korzyści, można ich będzie nawet nazwać Francuzami.
Bez morału.

środa, 17 lutego 2010

Co zastąpi siedzenie na kasie?

Od jakiegoś czasu w rankingu metafor niepowodzenia zawodowego Pani na kasie już dawno prześcignęła sprzątaczkę. Ale zaprawdę powiadam Wam, niedługo to się zmieni bowiem kasjerki znikną !! U naszych zachodnich sąsiadów powoli znikają a u nas, może już niknęły, ale jestem ignorantką... (Przy okazji - chcąc zorientować się jak to jest u nas, googlując "automatyczne kasy fiskalne" pierwszy wyskakujący link nosi tytuł Kasy automatyczne w przeciwieństwie do kasjerów nie kradną ...). Przyjmę tymczasem pozycję człowieka, dla którego jest to jednak nowa sytuacja. 


Jestem sobie na zakupach w dużej sieciówce. Miłe Panie czytają miłe teksty o proszkach pieluchach i przyborach szkolnych, ktoś jeździ na rolkach i ktoś wytrze półkę. Ty wleczesz przed sobą albo za sobą jakiś wózek, podjadasz najnowszy serek homogenizowany w mikropojemniczku. I wydawałoby się, że wszystko chyli się ku końcowi w jak najnormalniejszym porządku. (chyba że jesteś z facetem) Tymczasem... podchodzisz do kas, w których nie ma żadnej kasjerki. Nerwowo rozglądasz się ukradkiem i widzisz, że jacyś ludzie przewracają swoje łupy na ladach. Wtem słyszysz pikanie skanera i spada Ci kamień z serca... ufff.... są... Tak, są są, ale jesteśmy nimi my sami! To my skanujemy każdy produkt, miły głos mówi nam, co ile kosztuje, albo że położyliśmy coś co nie było policzone na wózku z zakupami. Nieźle! Sami sobie kasjerami:) Czy to nie szlachetne? Taka wspólna odpowiedzialność społeczna?... Jakie to piękne. Tyle, że wiecie co Wam powiem, nigdy nie byłam kasjerką, ale poczuałam się delikatnie mówiąc nieswojo. Odebrało mi to pewnego rodzaju przyjemność. Zostaliśmy globalnymi kasjerami! Tyle, że jesteśmy w o tyle lepszej sytuacji od "archaicznych kasjerek", że nie mamy naprzeciwko siebie klientów ani tipsów:) Sami sobie klientami i kasjerami. Ten globalny kasjeryzm wyjaśnia coraz bardziej powalający na kolana sukces książki o kasjerkach właśnie pt. "Udręki pewnej kasjerki" i ich upodlającej pracy. W obecnym kontekście, w którym każdy może być kasjerem, wieszczę jej jednak krótki cykl życia. Nikt z nas nie chce czytać o tym, że to co robi, jego codzienne czynności życiowe są udręką. Powinny to być raczej "Wspomnienia pewnej kasjerki". 

Te kasjerki będą teraz, z tego co zdążyłam zauważyć po pobycie w sklepie, upiększać displaye, wystawy, regały albo też będą robić wywiady marketingowe. Pozwolą się nam zastanowić dlaczego wybraliśmy właśnie ten produkt a nie inny, albo dopilnują dlaczego odkładamy z wózka mentosy do lodówki z wieprzowiną albo ryż chowamy pod ręcznikami:) Kasjerka będzie teraz opiekunką sklepu. Bardzo mi się to podoba właściwie. Nie ma się czego przyczepić.. A więc pozostaje się cieszyć i życzyć aby jak najszybciej maszyny dotarły do nas.

Powstaje tylko pytanie, jaki zawód zastapi symbliczne siedzenie na kasie? Ale to już temat na odrębną dyskusję.
 
 


czwartek, 11 lutego 2010

"I tak będę odpowiadał dziś cały dzień"








Podobała mi się ta dzisiejsza komisja. Klimat jak z komedii czeskiej."Statek pijanych";)

środa, 3 lutego 2010

Nielimitowane przyspieszenie


Pedał przyspieszenia Toyoty zablokowany. Paradoksalnie zablokowanie daje tu efekt przyspieszenia, bo jest połączone ze wyrażeniem "pedał przyspieszenia". Obserwując Polskę z kraju, w którym ludzie po odkopaniu z gruzów trzęsienia ziemi wołają o lampkę wina -czyli Francji - Polska wydaje się rzeczywiście przyspieszać.

Przyspieszamy z pewnością w gospodarce – awansowaliśmy ostatnio z 22 na 6 miejsce pod względem atrakcyjności inwestycji. Imponujące. Można poczuć dumę. Premier jak błyskawica, na tymże tle (od kilku miesięcy to niezmienna tapeta ważnych konferencji-chodzi oczywiście o mapę Europy z jedynym zielonym wskaźnikiem zaznaczonym w Polsce) ogłasza, że już nie kandyduje na prezydenta. Myślę sobie, że może Tusk rzeczywiście poczuł powołanie pozostania premierem i spełnienia swojej misji. Jednak nie można nie wziąć pod uwagę głosu J.K., który twierdzi, że był to plan całkowicie spontaniczny i nieprzemyślany "pisany na kolanie". Choć z drugiej strony, sukces nie jest jeszcze pogrzebany. Samospełniająca się przepowiednia, którą głosi się już od dawna, odnosząca się do zwycięstwa kandydata PO – tj Donalda Tuska, może zostać ekstrapolowana na kolejnego kandydata PO.

Na tym bajkowym i sielankowym tle, zapowiedzi prezydenta USA o wstrzymaniu ekspedycji kosmicznych, wieści o zachłanności Amerykanów na haitańskie dzieci odsprzedawane z marżą oraz o halluksach Wiktorii Beckham, daje zadowalający efekt kontrastu między naszymi mocarstwami:) Jesteśmy lepsi i szczęśliwsi. Z kolei w kraju, gdzie z gruzów woła się o wino (zostanę przy tej metaforze), panują wieczne strajki SNCF, opóźnienia komunikacyjne, zamykanie rafinerii na Dunkerque, a na kursach zarządzania firmą i strategii przedsiębiorstw nadal podaje się przykłady z francuskich powieści filozoficznych.
A my?.. ciągle do przodu!!

Kandyd Voltera i Świętoszek Moliera to przykłady napawające dumą z dziedzictwa literatury. "Dobre dla tych, którzy żyją wspomnieniem dawnej świetności." - powiedzą niektórzy. Ale czy to rzeczywiście tak bardzo niepoprawne i mało pragmatyczne, że profesor dający kurs logistyki i bezpieczeństwa pożarowego, pamięta w jakiej temperaturze pali się papier, bo przypomina sobie film, który oglądał w przerwie między strajkami w maju '68, jakże wspaniałego rodzimego reżysera Francois Truffaut pod tytułem 451 stopni Farenhaita? Czy specjalista do strategii, opowiadający pikantne szczegóły z bitwy pod Crecy, umiejętnie łączący różne dziedziny nauki i namawiający do czytania poezji, która otwiera umysł przyszłym strategom, rzeczywiście jest dziwakiem?

Jeszcze nie mam pewności dokąd to skrajnie pragmatyczne polskie a z drugiej strony delikatne i filozoficzne myślenie a la francaise nas zawiedzie... Jednak póki co, wydaje mi się, że nadal jesteśmy szczęśliwi tylko na papierze, tudzież w zestawieniu znaków strony internetowej. Czyż nie jest to powrót do tego, od czego zaczynała Ameryka – medialnej propagandy sukcesu...?
Czy mając tak piekne znaki ostrzegawcze można być smutnym?;)
La douce France: ostrzeżenie dla pieska i jego Pana. Słownik tłumaczy zdanie: "je peux me defouler" bardzo subtelnie: Donner libre cours à des désirs sur lesquels pesait un interdit - czyli : Mogę dać upust emocjom, pragnieniom, na których ciąży jarzmo zakazu - po polsku: "Mogę zrobić kupę":)
Dobranoc:) 

wtorek, 12 stycznia 2010

Do odpowiedzi numer.... – a zresztą... wszystko macie w internecie


Przeładowywanie głów studentów i uczniów niepotrzebną wiedzą, nazwiskami i terminami jest pewnego rodzaju ułomnością systemu edukacji. Polskie zauroczenie Ameryką oraz jej podejściem do nauczania jako researchu i ignorancji podstawowych wiadomości o świecie i życiu imponuje nam coraz bardziej. Wyobrażamy sobie, że jeśli będziemy będziemy czerpać z nich wzór, odniesiemy takie same sukcesy gospodarcze (?), naukowe i kulturowe – a zwłaszcza pop-kulturowe. Tyle, że moim zdaniem większość wytworów tej kultury to zręcznie przygotowany PR. Dlaczego to właśnie Marylin Monroe jest symbolem seksu na całym świecie? Dlaczego na wszystkie imprezy to za nią przebiera się ¾ kobiet? Dlaczego nie za Brigitte Bardot albo Catherine Deneuve? Bo miała dobry PR! Dlaczego na całym świecie w kinie wypada jeść tylko pocorn i colę a nie koreczki i kompot z wisni. Bo mieli dobry PR! A teraz pozwalamy im wejść do nas w buciorach z ideologią: nie musisz nic wiedzieć – wszystko można znaleźć w internecie.

„Where do you come from”?
“From Bukarest”
“Is it in Africa?”
Kto w tej sytuacji jest bardziej skonfundowany, oczywiście mieszkaniec Bukaresztu, który uważa że jego kraj nie jest godzien, aby Amerykanin chciał pokazać go na globusie.

Nie szkaluję w tym tekście Amerykanów, ale pewien rodzaj postawy, który przyzwala na niewiedzę i czerpie z tego dumę. Przyjmijmy, że Amerykanin i Europejczyk służą nam jako metafory. A nie nabywa dużej ilości wiedzy książkowej ale potrafi ją znaleźć, E czyta nudne podręczniki, zadane lektury i wkuwa na pamięć daty i stolice. Ten pierwszy może znaleźć informację, ale o wiele trudniej będzie mu je połączyć. Mało tego może nawet nie domyślić się, że można je połączyć. W tym czasie Europejczyk, zdąży zweryfikować ze sobą kilka hipotez i ostatecznie przekonać się, że wiedział, że wie mniej niż wcześniej. Ale mimo wszystko używa swojego organu – mózgu. To jest jak w artykule który kiedyś czytałam, a sens jego był mniej więcej taki, że Amerykanie myślą o seksie a Europejczycy go uprawiają. Taka jest metaforyczna różnica. A mówi, że zrobi – „Yes we Can” a E to po prostu robi.

Zdecydowałam się napisać na ten temat, z racji poruszonego w Neewsweeku tematu niewiedzy współczesnych aktorów na przykładzie występu serialowej pary z Brzyduli w Milionerach. Nie sądziłam, że mogą być aż takim źródłem inspiracji. Konkluzja autora jest taka, że mieli prawo nie wiedzieć niczego. Po co mają wiedzieć kto jest bohaterem powieści Żeromskiego, Mickiewicza czy kogoś innego?.- pyta.


Oczywiście prawo mieli, i naturalnie, że trzeba aktualizować kanony lektur. Nie ma natomiast prawa świadomy swojego wpływu na innych publicysta napisać, że nauka jest całkiem zbyteczna.

Grozi nam zalew lawiny niewiedzy, a jedynym przejawem błyskotliwości i przenikliwości podczas będą podprogowo „wbite” do naszej świadomości slogany z reklam. (nota bene podobno podprogowość to naciągnięta teoria jakiegoś naukowca i podobno nie istnieje). Wyspecjalizujemy się do tego stopnia, że artysta malarz nie zrozumie artysty – muzyka, bo nie będą ich już uczyli w szkole wiedzy z zakresu całej sztuki. No bo po co? Skoro można ją znaleźć w internecie. Jak to mówi się w podręcznikach do wychowywania dzieci: jeśli dasz dziecku chipsy zje całą paczkę, jeśli dasz 2 – zje dwie, ale jeśli rzeczywiście dbasz o niego dasz mu 5 liści sałaty, sok pomarańczowy i pójdziesz  z nim na spacer to będzie zdrowy i szczęśliwy. Dziś może tego nie zrozumieć, ale za parę albo nawet parenaście lat Ci podziękuje. Całkowita wolność i krótkowzroczność sprawiłaby, że jedlibyśmy tylko chipsy i uczyli się tylko malarstwa, tylko jazzowania, albo tylko grania na opcjach. A przecież... dzięki Bogu na razie tak nie robimy.

Do odpowiedzi... każdy przed samym sobą.

niedziela, 10 stycznia 2010

Collage explicite



Zima sprzyja robótkom ręcznym:)

czwartek, 7 stycznia 2010

Z papierosem bliżej przyrody


Dotychczasowe formy zaopatrzające mnie w informację; moje newslettery, tygodniki, rss-y nie potrafią mnie już natchnąć. Może to dlatego, że od nowego roku zaczyna się poszukiwać nowych doznań i nieszablonowych pomysłów na życie. Podobno pierwszy dzień roboczy w nowym roku jest dniem, w którym wnosi się najwięcej pozwów rozwodowych. Inwestorzy i biznesmeni od lat debatują nad efektem stycznia – czy ceny akcji w pierwszym miesiącu wpływają na kształtowanie się kolejnych..
Szukając nowych potencjalnych zadań na ten rok zauważam natychmiastowo główną tendencję odnośnie najbardziej popularnych i opłacalnych stanowisk pracy. Jeżeli chcemy znaleźć dobrą pracę, powinniśmy robić wszytsko tak jak robiliśmy do tej pory, ale przez internet. Możemy aplikować na zawody z przyrostkiem „online” albo „mobilny” nauczyciel online, coach online, redaktor online, przedstawiciel mobilny, pracownik mobilny serwisu opon itp. Wszytsko ma być elektroniczne – książki również:(
W tejże mobilnej i elektronicznej atmosferze dziwi mnie jedynie opór stawiany dziś w naszym pieknym kraju elektronicznym papierosom .. dlaczego nie chcemy być ekstremalnie nowocześni?;)
A teraz garść mojej opinii - mimo, że sama nie lubię cuchnących ubrań po powrocie z klubu/pubu/karczmy, nie wyobrażam sobie innego miejsca, w którym puszczam bardzo okazjonalnie dymka, popijając dobry alkohol, jeśli nie mój ulubiony bar... W moim barze nie pali się tylko przy barze, żeby nie chuchać na barmanów. Taka umowaJ. Palenia nie powinno się zabraniać. Bo wówcas będziemy zapraszać się przed bar a nie do.. Tak jest na zachodzie – wchodzisz do baru po alkohol i wychodzisz. A może jest to jakiś sposób na pojawienie się w Polsce paryskich bistrot na zewnątrz. To chyba zbyt optymistyczne marzenie, ale kto wie jak to zmieni nasz sposób weekendowania?? Czy nasze kawiarenki kiedyś będą wyglądały tak:


Zamiast tak:
 
A może zakaz ten zwiększy liczbę par wielkich intelektualistów. Oto ulubione bistrot J.P. Sartre'a i jego partnerki życiowej i intelektualnej Simone de Beauvoir - Cafe de Flore. Tu pisali swoje powieści i eseje, czytali, spotykali się ze sobą i swoimi kochankami, palili tytoń i grzali się zimą przy piecu gdy w Paryżu wszędzie brakowało węgla. Piękna historia. (Polecam przy okazji książkę o życiu słynnej pary "Tete a tete" Hazel Rowley.)


Może jutro będzie lepiej:)

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Po koniecznej przerwie

Chciałam napisać już coś wcześniej ale widząc w prawie wszystkich podsumowaniach roku tę artystkę bez krzty kultury i jakichkolwiek zasad savoir vivre’u, której pseudonimu nie wymienię, postanowiłam spokojnie poczekać.... Czytałam normalną literaturę, prasa poszła na bok. Może ucieczka to nie metoda, ale mały odpoczynek i dystans zawsze pomagają.


Dziś znów postanowiłam otworzyć się na bieżące wydarzenia, pełna nieograniczonego optymizmu, czytam pierwszy: „Trójka broni się przed polityką”, - to mnie oczywiście interesuje więc „idę” dalej i czytam komentarze... od których nie tchnie noworoczną świeżością umysłu i zadaniowym podejściem do problemu. Wtedy mam ochotę przeczytać raz jeszcze „Życie jest gdzie indziej” Kundery, a zamiast opinii z artykułu o współczesnych  "Pieknych dwudziestoletnich" i ich cwaniakujących wypowiedzi, wolę dokończyć autobiografię Hłaski.
  

Na ten nowy rok przydałoby się nam więcej optymizmu i poczucia humoru i staranniejszego oraz bardziej metaforycznego słownictwa w naszych wypowiedziach – zwłaszcza tych anonimowych.

Przykładowo wczoraj ja również przeżyłam narodowy koszmar wracając ze słynnej trasy Kraków - reszta Polski, również w niedogrzanym korytarzu, (wcześniej łapiąc stopa z pewnej podkrakowskiej wsi, ponieważ dwa autobusy na które czekałam były zbyt małe żeby wziąć wszytskich..:) również przytulając się do obcych ludzi (niekoniecznie z własnej woli), na koniec trasy usiadłam z ulgą w przedziale który też był zimny, po czym wróciłam do ogrzewanego nienowoczesnymi metodami mieszkania. Ale zamiast powiedzieć, że byłam wieziona „gorzej niż bydło na rzeź”, ładniej bo historyczniej powiedziec jest „brałam udział w filmie z wywózki jeńców na Sybir”.   

A dziś dzięki solidnemu przeziębieniu mogę wreszcie na spokojnie pomyśleć i pomarzyć o noworocznych postanowieniach, a w malignie gorączkowej przeczytać artykuł o historycznym kultowym Warsie: "Kobiety są z Weus a mężczyźni z Warsa":) Czytam: Dawny klimat tworzyła też muzyka. Nie byle jakie, przypadkowe przeboje, ale piosenki charakterystyczne dla Warsu, nagrywane na potrzeby firmy. Odtwarzane z magnetofonu kasetowego”.  


 

Wtedy wyobrażam sobie, że kiedys musiało być w pkp pięknie i że przeżyłam w tym wagonie wspaniałą przygodę. Nie bez kozery właśnie teraz w kinach emitowany jest zcyfryzowany „Pociąg” Kawalerowicza. To żeby pomóc nam umieć stworzyć i przeżyć wspaniałą przygodę podczas wywózki w wozach Drzymały.




Może jutro będzie lepiej:)

A propos pociągów - Pani Renata nagrała dobry utwór w tej tematyce. Bardzo lubię!