wtorek, 12 stycznia 2010

Do odpowiedzi numer.... – a zresztą... wszystko macie w internecie


Przeładowywanie głów studentów i uczniów niepotrzebną wiedzą, nazwiskami i terminami jest pewnego rodzaju ułomnością systemu edukacji. Polskie zauroczenie Ameryką oraz jej podejściem do nauczania jako researchu i ignorancji podstawowych wiadomości o świecie i życiu imponuje nam coraz bardziej. Wyobrażamy sobie, że jeśli będziemy będziemy czerpać z nich wzór, odniesiemy takie same sukcesy gospodarcze (?), naukowe i kulturowe – a zwłaszcza pop-kulturowe. Tyle, że moim zdaniem większość wytworów tej kultury to zręcznie przygotowany PR. Dlaczego to właśnie Marylin Monroe jest symbolem seksu na całym świecie? Dlaczego na wszystkie imprezy to za nią przebiera się ¾ kobiet? Dlaczego nie za Brigitte Bardot albo Catherine Deneuve? Bo miała dobry PR! Dlaczego na całym świecie w kinie wypada jeść tylko pocorn i colę a nie koreczki i kompot z wisni. Bo mieli dobry PR! A teraz pozwalamy im wejść do nas w buciorach z ideologią: nie musisz nic wiedzieć – wszystko można znaleźć w internecie.

„Where do you come from”?
“From Bukarest”
“Is it in Africa?”
Kto w tej sytuacji jest bardziej skonfundowany, oczywiście mieszkaniec Bukaresztu, który uważa że jego kraj nie jest godzien, aby Amerykanin chciał pokazać go na globusie.

Nie szkaluję w tym tekście Amerykanów, ale pewien rodzaj postawy, który przyzwala na niewiedzę i czerpie z tego dumę. Przyjmijmy, że Amerykanin i Europejczyk służą nam jako metafory. A nie nabywa dużej ilości wiedzy książkowej ale potrafi ją znaleźć, E czyta nudne podręczniki, zadane lektury i wkuwa na pamięć daty i stolice. Ten pierwszy może znaleźć informację, ale o wiele trudniej będzie mu je połączyć. Mało tego może nawet nie domyślić się, że można je połączyć. W tym czasie Europejczyk, zdąży zweryfikować ze sobą kilka hipotez i ostatecznie przekonać się, że wiedział, że wie mniej niż wcześniej. Ale mimo wszystko używa swojego organu – mózgu. To jest jak w artykule który kiedyś czytałam, a sens jego był mniej więcej taki, że Amerykanie myślą o seksie a Europejczycy go uprawiają. Taka jest metaforyczna różnica. A mówi, że zrobi – „Yes we Can” a E to po prostu robi.

Zdecydowałam się napisać na ten temat, z racji poruszonego w Neewsweeku tematu niewiedzy współczesnych aktorów na przykładzie występu serialowej pary z Brzyduli w Milionerach. Nie sądziłam, że mogą być aż takim źródłem inspiracji. Konkluzja autora jest taka, że mieli prawo nie wiedzieć niczego. Po co mają wiedzieć kto jest bohaterem powieści Żeromskiego, Mickiewicza czy kogoś innego?.- pyta.


Oczywiście prawo mieli, i naturalnie, że trzeba aktualizować kanony lektur. Nie ma natomiast prawa świadomy swojego wpływu na innych publicysta napisać, że nauka jest całkiem zbyteczna.

Grozi nam zalew lawiny niewiedzy, a jedynym przejawem błyskotliwości i przenikliwości podczas będą podprogowo „wbite” do naszej świadomości slogany z reklam. (nota bene podobno podprogowość to naciągnięta teoria jakiegoś naukowca i podobno nie istnieje). Wyspecjalizujemy się do tego stopnia, że artysta malarz nie zrozumie artysty – muzyka, bo nie będą ich już uczyli w szkole wiedzy z zakresu całej sztuki. No bo po co? Skoro można ją znaleźć w internecie. Jak to mówi się w podręcznikach do wychowywania dzieci: jeśli dasz dziecku chipsy zje całą paczkę, jeśli dasz 2 – zje dwie, ale jeśli rzeczywiście dbasz o niego dasz mu 5 liści sałaty, sok pomarańczowy i pójdziesz  z nim na spacer to będzie zdrowy i szczęśliwy. Dziś może tego nie zrozumieć, ale za parę albo nawet parenaście lat Ci podziękuje. Całkowita wolność i krótkowzroczność sprawiłaby, że jedlibyśmy tylko chipsy i uczyli się tylko malarstwa, tylko jazzowania, albo tylko grania na opcjach. A przecież... dzięki Bogu na razie tak nie robimy.

Do odpowiedzi... każdy przed samym sobą.

Brak komentarzy: