czwartek, 8 października 2009

Efekt motyla przez instynkt zwierzęcy Keynesa

Od powstania etyki biznesu jako nauki akademickiej minęło już prawie ćwierć wieku. Jej zasady są nadal na tyle nierozwinięte, że jedyną, która jest przestrzegana to tzw. efekt motyla w biznesie. Polega ona na tym, iż sprawa pozornie nieważna ma wpływ na inną najczęściej o poważniejszych konsekwencjach, w oddalonej części świata. W tytułowej anegdocie o efekcie motyla trzepot skrzydeł owada, np. w Ohio, może po trzech dniach spowodować w Teksasie burzę piaskową. Myśl będzie zatem o etyce biznesu czyli ekstrapolując (albo tylko zmieniając nomenklaturę a zachowując ten sam sens) o etyce polityki, która sprowadza się do efektu motyla.

Polityka ściśle związana z biznesem albo po prostu będąca dobrym biznesem rozgrywa się obecnie w Polsce w obszarze pisania. Skąd ta teza? Mam tu na myśli dwa podpisy jednej osoby, czyli Pana Prezydenta, na które czeka cała Polska. Pan Prezydent zobowiązał się do podpisania traktatu oraz przyjęcia bądź odrzucenia dymisji Kamińskiego. Obie sprawy związane są z biznesem: pierwsza jest przesłanką do kolejnych transakcji paneuropejskich, druga z kolei kojarzy się z nieudaną biznesową transakcją. W aferze pisarskiej jest jeszcze jeden wątek, na który warto zwrócić uwagę;)

Gdybym była wnikliwszym obserwatorem i rejestratorem stenogramów z rozmów zapewne zauważyłabym związek z akcją promocyjną pewnego lotniska, a nieobecnością prezydenta a ściślej z jego niemożnością złożenia podpisów. Wydaje mi się, że ta obserwacja może ponownie rozbudzić nadzieję mediów odnośnie wnikliwości i świeżości obserwacji blogerów czy dziennikarzy obywatelskich;)
Otóż prezydent jak na polityka przystało, też robi pewien biznes... I wiem nawet gdzie można go znaleźć. Rozwikłanie tej zagadki pozwoliło mi również zrozumieć jego niechęć do składania podpisów pod ważnymi dokumentami.

Otóż chodzą słuchy o drugiej edycji akcji PR-owej lotniska Heathrow. Co to ma wspólnego z prezydentem? Akcja promocyjna polega na tym, iż zatrudnia się do pisania historii na lotnisku i o lotnisku artystę - podglądanego przez znudzonych oczekujących pasażerów. Spisuje on przemyslenia swoje i innych, słuchając ich frustracji i opowieści o przygodnym znajomościach. Dzięki akcji pasażerowie mają uwierzyć że lotnisko nie jest wspaniałe (żeby nie reklamować) lecz ciekawe (aby przekonywać – uprawiać biały PR). Prezydent ucząc się PR-u od najlepszych zagranicznych specjalistów, przygotowuje się pewnie do kampanii prezydenckiej.

Pisarz ostatniej edycji spędził na Heathrow 2 miesiące i podobno zdążył przez ten czas „zakochać się, nauczyć angielskiego i spełnić marzenie swojego ojca”. Ciekawe jaki jest biznesplan naszego prezydenta. Przecież zakochany już jest, po angielsku rozumie (bynajmniej rozumiał wówczas kiedy zaśmiał się z Tuska na konferencji z Amerykańcami).
Facet się tyle napisał, że nie dziwię się zupełnie dlaczego nie składa sygnatury. Przy takim wysiłku pisarskim, rzeczywiście każde kolejne słowo może być już tym ostatnim, po którym artysta przestaje tworzyć.

Toposem będzie albo motyw samolotu: „Samolot jako tygodniowy temat dyskusji mediów podczas afery stołkowej w Brukseli” albo: „Samolot jako miejsce agresji polityka w kapeluszu”, albo po prostu powieść „ Afera hazardowa – pieniądze to moja inspiracja”.
Efektem motyla niepodpisanie dokumentów wpłynęło na afery seksualne w krajach wysokorozwiniętych. Bo dlaczego by nie?. Berlusconi już od kilku dobrych miesięcy/lat/odkąd pamiętam rozprawia się z zarzutami prostytutek i oskarżeniami o przyjmowanie zaproszeń na osiemnastki, Minister kultury Francji Frederic Mitterand korzysta z ofert dziecięcych męskich prostytutek w Tajlandii, politycy Hiszpańscy urządzają pokorupcyjne orgie, no i oczywiście przedawnione pedofliskie zapędy Polańskiego.

Pytanie teraz co jest efektem motyla, a co czynnikiem poddawanym efektowi.: niepodpisanie dokumentów czy perwersje seksualne? Przypominam, ze wedle definicji, zjawisko mniej ważne wpływa na wydarzenie o poważniejszych konsekwencjach. Czy ważniejsze jest to, co ma ważniejsze potencjalne konsekwencje, czy coś czego jesteśmy pewni, że istniało i z czego w ogóle można wyciągać konsekwencje.

Tak czy inaczej - czy donioślejsze jest pierwsze, czy (zebrane do jednego worka pod ogólna nazwą wykroczeń seksualnych)drugie wydarzenie – politycy jak rasowi biznesmeni kierują się tylko i wyłącznie dobrem własnym. Posługując się najmniej subiektywnym bo ekonomicznym językiem, wybitny ekonomista J.M.Keynes nazwał takie zachowanie w gospodarowaniu „instynktem zwierzęcym”. Receptą na nierówności i niedoskonałości rynku miała według niego być pomoc państwa, organów zaufania publicznego. A co zrobić kiedy także one zawodzą?

Skończyłam pompatycznie;)

L'effet papillon

3 komentarze:

benfranklin pisze...

Zakończenie nie jest pompatyczne, natomiast w moim odczuciu przypomina nieco wiele artykułów ze starego "Dz", w którym prawie zawsze pojawiały się niedopowiedziane konkluzje sugerujące wyższość neoliberalizmu gospodarczego nawiązującego do koncepcji M. Friedmana nad innymi koncepcjami z większym udziałem państwa kosztem mechanizmów rynkowych. Miłość wielu dawniej(ale obecnie również;)publikujących tam autorów do skrajnych wolnorynkowych rozwiązań często w Pl. bywała politycznie niebezpieczna, więc ukrywano ją poprzez takie właśnie sugestie. Cały artykuł (felieton?) jest napisany bardzo dobrze, przypomina mi trochę niektóre felietony P.Bratkowskiego.Fragmenty odnoszące się do ociągania się z podpisaniem niektórych papierków przez L.K sprytnie mogą zwodzić czytelnika na manowce tak że może odnieść wrażenie, iż artykuł jest pisany przez osobę nieprzychylną tej "zacnej" osobie i polityce PiS natomiast sympatyzującą z PO. Dopiero przy konkluzji widać dopiero, że autor (czyli Pani?) jest zwolennikiem (proponowanej dawniej) koalicji PO-PiS i na scenie politycznej można by go (czyli Panią;)ulokować gdzieś między Cezarym Michalskim, a Jarosławem Gowinem czyli moim zdaniem...jednak stary "Dziennik";)Mimo to pozdrawiam bardzo gorąco;)

Kolaze medialne pisze...

Witam Pana:)
Niedopowiedziane konkluzje wynikają również ze świadomości czy frustracji;) bycia manipulowanym informacją. Co do koalicji nie jestem pewna czy popis to najlepsze rozwiązanie(?) Na razie optowałabym raczej za najmniejszym złem w teorii gier.
Raczej delektuję się w tym wpisie sekwencją splotów i przenikania się różnych kontekstów i dziedzin:)Pan mnie lubi podpinać pod ten stary "Dzienik"?;)

benfranklin pisze...

Właśnie dlatego pisałem o Gowinie i konserwatywnej frakcji PO, może okolice posłanki Muchy. Stawiam dolary przeciw orzechom, że "Palikociarze" to nie jest Pani ulubiona frakcja, ale z teorii gier wyjdzie Pani (moim zdaniem) jednak PO;). Co do starego "Dz" to rzeczywiście jakoś mi się Pani z nim kojarzy, a może nawet bardziej z tygodnikiem "Newsweek", ale in general wydawnictwo przez antypisowskich blogerów zwane czasem Messerschmittem;)Pozdrawiam serdecznie;))